Dolegliwość, która dotyka wiele matek

Jest taka jedna uporczywa dolegliwość, która dotyka nie jedną z nas… Borykamy się z nią niemal każdego dnia, czasami nawet od świtu do nocy – w zależności od zaawansowania choroby. Niekiedy mocno daje w kość, czasem męczy, dręczy, pozbawia sił fizycznych.
Cechą charakterystyczną tej choroby jest fakt, iż atakuje w większości matki i trwa niekiedy długimi latami. Franca jest na tyle uporczywa, że nie da się jej zniszczyć środkami farmakologicznymi! Jest mocno postępująca, a leczenie bywa skomplikowane i długie.
Jej główne objawy to:
potęgująca nadgorliwość ( w dobrej wierze rzecz jasna),
ciągły niepokój,
zmęczenie na własne życzenie,
nerwowość,
wzdychanie,
przewroty gałkami ocznymi itp.
Wstrętne, nieznośne choróbsko! Wiesz jak się zwie??? ” #zrobiętonajlepiej „! Dotyczy głównie opieki nad dzieckiem/dziećmi.
Moje drogie, gorzka prawda jest taka, że czasami na własne życzenie, poprzez schemat myślenia #zrobiętonajlepiej obarczamy się większością obowiązków związanych z dziećmi. Nie rzadko przez własne ambicje w tej kwestii, skazujemy się same na siebie w opiece nad maluchem. Ja wiem, że my najlepiej usypiamy, przytulamy, karmimy, gotujemy najlepsze obiadki, uczymy wierszyków i czytamy bajeczki…. Rozumiem też, że „łatwiej” niż mężczyźni znosimy zawartość pieluchy (tylko według nich swoją drogą) 😉 Ja wiem… Zdaję sobie również sprawę, że to ten silny instynkt macierzyński, ale… Na miłość boską dajmy czasami szansę naszym mężom, partnerom! Niech się wykażą – oni też są naprawdę świetni w wielu kwestiach i potrafią zdecydowane więcej niż NAM i IM się wydaje!!! Serio! Nie narzekajmy, że mamy mało czasu dla siebie, że wciąż jesteśmy zmęczone, kiedy chwilami tak ciężko dopuścić kogoś innego do dziecka…
Stąd właśnie biorą się mężczyźni o dwóch lewych rękach, którzy nie potrafią wykąpać malucha czy nakarmić obiadem. Zdaję sobie sprawę, że tata cyca nie da w ramach bufetu, ale może np. ponosić do odbicia czy zmienić pieluszkę… Prawda? Faceci nie są dysfunkcyjni!!! Poważnie! Wystarczy dać im szansę, czasem ładnie zachęcić, niekiedy delikatnie przymusić… 😉 ;P Od początku, małymi kroczkami… Trening czyni mistrza! Wierzę, że w każdej dziedzinie… 🙂
Tak więc dzisiaj porzuć swoje #zrobiętonajlepiej! Wręcz w objęcia dziecko tatusiowi, a sama idź na spacer, na zakupy (tylko nie do biedry – bo ta się nie liczy!), czy gdzie Ci się tam zamarzy! 😉 Tata zrobi wszystko równie dobrze (choć może JESZCZE nie zdaje sobie z tego sprawy!) – baaaa – czasami nawet lepiej, wiem po sobie! 😉 A Ty zdążysz się wykazać jeszcze nie raz! 😉
Miłego!
Aga :*
zdjęcie: pixabay.com
Oj, mam to! 😀 Tylko, że u mnie dotyczy wszystkiego prawie – każdej dziedziny, którą się zajmuję na co dzień 😉
Ja też tak miałam do pewnego czasu, ale odpuściłam… 😉 Oczywiście priorytety wykonuję sama, a pozostałe zadania staram się delegować 😛
Niestety nie dotyka to tylko mam… właścicielki firmy, żony, specjalistki od wszystkiego. To chyba dotyka po prostu KOBIET – na własne życzenie utrudniamy sobie życie 🙁
Faktycznie masz rację… Dopóki nie zostałam mamą, też tak miałam. Jednak aktualnie znacznie się to nasiliło… ;p
Nieleczone #zrobięlepiej w późniejszym okresie przesuwa się na każdy aspekt życia!
Oooo tak! Dorosłe dzieci, dorosłych mężów uwielbiamy w takich wypadkach wyręczać… ;p
Zgadzam się z tym wpisem, nawet jak tata nie zrobi czego najlepiej (w naszych oczach), to nie znaczy, że musimy go od razu wyręczać. A wręcz często zniechęcamy innych, którzy by i pomogli, no ale nie zrobią tego..jak my 🙂
Protekcjonizm moje przekleństwo!
Nie tylko Twoje myślę… 😉
Zgadzam się – syndrom #zrobiętonajlepiej jest w dodatku biczem kręconym na kobiety przez nie same. Na szczęście można to zmienić. Jest to często trudne, ale nie niemożliwe. Swoją drogą ciekawe ile w tym wychowania a ile własnych zapędów kobiet?
A wiesz, że też się nad tym zastanawiałam…? 😉
No tak dziecko ma oboje rodziców:)
A może taką należy być na początku nadqwrażliwą by uchronić dziecko przed niewiadomym ??
Kto wie , dlaczego przyroda nas takim stworzyła…
Zgadzam sę – jest to na pewno instynktowne…
Dokładnie tak! Wbrew pozorom – nie jesteśmy tak do końca niezastąpione. I naprawdę czasem trzeba pozwolić to i owo mężczyznom, dadzą sobie radę. Sama czasem się łapie nawet na tym, gdy mąż bierze córeczkę, żeby ją przewinąć. Lecę za nim, żeby w pewnym momencie przejąć „sprawę w swoje ręce”, bo ja zrobię szybciej… 😀 Teraz już się powstrzymuje. Bardzo dobry post 🙂 Pozdrawiam!
Dobrze, że się pilnujesz! ;p Ja też! Ciągle nad tym pracuję… 😉 To cały proces…:P
Ja mam tak niekiedy w pracy, nie jestem matką, ale to chyba dość uniwersalna choroba 😉
świetnie napisane, wciąga ta historyjka do końca. tak dotknęła i mnie
Kochana to trzeba się kurować 😉
A , nie! Na szczęście od początku byłam pozbawiona tej wady. Dla wielu to lenistwo, ale dzięki niemu dziecko ma naprawdę świetną relację z ojcem 🙂
Brawo Ty! 😉
Dobrze napisane. Mnie jeszcze to nie dopadło i na pewno się nie dam 😉
Dziecko po pojawieniu sie na świecie staje sie tym najwarzniejszym priorytetem.
Super napisane, konkretnie i na temat. O ile przy 1 dziecku tak sie nie zachowywałam, to przy drugim jest z tym gorzej.
To u mnie zupełnie na odwrót!;p
Napisane w punkt! Chociaż wydaje mi się, że z każdym kolejnym dzieckiem ta choroba się jakoś sama wygasza 😉
No właśnie u mnie tak to wygląda…;)
Może powiesz,że ja mam to ale ja siedząc z dziećmi 24/24 i 7 dni w tygodniu… dosłownie non stop z przerwą na szkołę i przedszkole starszych. Ale kto zrobi lepiej jak nie ja?W końcu to ja siedzę z dziećmi i wiem najlepiej co i jak niż Tatuś,który tak naprawdę z dziećmi jest tylko w niedzielę i wieczorami kiedy dzieci jedzą kolację,myją się i idą spać?
Nie zaprzeczam Kochana… Chodzi mi o to, że czasami trzeba odpuścić samej sobie… I dać sobie chwilę wytchnienia… Każdemu się należy, prawda? 😉 A w tym czasie na pewno nikomu nie stanie się krzywda… 🙂